Na najlepszych uniwersytetach o jedno miejsce walczy kilkudziesięcioro studentów. Ale Internet może pomóc w zdemokratyzowaniu nauki, i to tej na najwyższym poziomie. MOOS, czyli Massive Open Online Courses (masowe otwarte kursy internetowe) okazują się w wielu przypadkach dla studentów bardziej atrakcyjne niż tradycyjny wykład. Na kalifornijskim uniwersytecie Stanforda, który jako jeden z pierwszych wprowadził na szeroką skalę to narzędzie, 160 tysięcy studentów ze 190 krajów zapisało się w zeszłym roku na kurs sztucznej inteligencji prowadzony przez znanych naukowców, Sebastiana Thruna ze Stanfordu i Petera Norviga z Google. Z 200 studentów, którzy chcieli uczestniczyć w kursie tradycyjnie, na sali wykładowej, pod koniec semestru zostało 30.
Kursy online nie są uboższe z powodu braku możliwości zadania pytania profesorowi podczas wykładu, wręcz przeciwnie – studenci mogli zadawać pytania wykładowcom podczas wirtualnych godzin przyjęć, a wcześniej na forach dyskutowali, które pytania są na tyle ważkie, by przedstawić je profesorom. Same wykłady zostały przez ochotników przetłumaczone na 44 języki. Aż 248 słuchaczy (a właściwie oglądaczy) ukończyło kurs z najwyższą możliwą punktacją – 100 punktów. Wśród nich nie było ani jednego studenta ze Stanfordu.
W semestrze letnim Stanford zamierza prowadzić 13 takich kursów, wychodząc już poza informatykę – dostępne będą m.in. wykłady z anatomii.
W lutym swoje MOOC z elektroniki rozpoczął prestiżowy Massachusetts Institute of Technology. To pierwszy kurs z planowanego projektu MITx, który ma ruszyć pełną parą w semestrze zimowym. W ślady MIT idą inne techniczne uczelnie, m.in. Georgia Institute of Technology.
Na razie większość takich kursów odbywa się za darmo, ale organizujące je firmy chcą w przyszłości czerpać zyski np. ze sprzedawania informacji o najzdolniejszych studentach łowcom głów.
Wielką popularność zdobyła również Akademia Khana, założona przez mieszkającego w Kalifornii byłego pracownika banku Salmana Khana. To cykl lekcji na wideo – już trzech tysięcy – dla uczniów szkoły podstawowej i średniej. Zaczęło się od tego, że Khan chciał na odległość – on był w Bostonie, oni w Nowym Orleanie – pomóc w matematyce. Na filmie z lekcją widać tylko rękę nauczyciela, który pisze i rysuje specjalnym rysikiem i słychać jego komentarz z offu. Po angielsku, ale do filmu łatwo można dodać napisy w dowolnym języku. Robią to również Polacy: lekcje Khana z polskimi napisami można znaleźć tutaj.
Ten tekst jest opisem trendu cywilizacyjnego i technologicznego, który w najbliższej przyszłości będzie miał wpływ na nasze życie. Nie oznacza poparcia Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, ani Kuratorium Oświaty w Kielcach dla żadnego rozwiązania prawnego, produktu, firmy albo osoby.